Izrael – dziennik wyprawy – dzień 2 – cz. 2

Drugi dzień naszego wyjazdu był tak długi i pełny atrakcji, że relację trzeba było podzielić na dwa oddzielne wpisy. Po pierwsze dlatego, że jeden wpis byłby mega długi, a po drugie dlatego, że jestem leniwą sznytką i nie chciało mi się pisać wszystkiego na raz. Ale do rzeczy!

Trzynasta minut trzydzieści. Tak mniej więcej. Meldujemy się na dworcu w Jerusalem. Głodni jak nie wiem co. W sumie to dopiero podczas podróży autokarem dotarło do nas,  że marzymy o czymś do jedzenia. Całe szczęście żelazna zasada, że kolo dworca jest jedzenie, obowiązuje też tutaj. Zagramy klasycznie, czyli shawarma w picie, porcja ogromna, jednak każdy z naszej trójki jest zadowolony z wyboru. Bo dalej podróżujemy we trójkę, Karol, Patryk i ja. Liczyliśmy, że złapiemy ekipę w autobusie, ale pewnie są z jeden lub dwa kursy przed nami. Dobra, jedzenie, miła pogawędka z miejscowymi i ruszamy na stare miasto.

Wejście do Bazyliki Grobu

Cel numer jeden — Bazylika Grobu Świętego. Jednak zanim tam dotrzemy, czeka nas droga wąskimi uliczkami, gdzie znajduje się ogromny rynek, na którym można kupić chyba dosłownie wszystko. Świeże owoce, warzywa, przyprawy, ciuchy, elektronikę, mięso, ryby… no czego dusza zapragnie. Wijąc się uliczkami, próbujemy trafić do naszego celu, co wcale nie jest takie proste… ale w końcu jesteśmy na miejscu! Wychodzimy z wąskiej uliczki i ukazuje się nam mały plac, a na jego końcu wejście do Bazyliki. Na wejściu natrafiamy na Kamień Namaszczenia, przy którym ludzie klękają i poprzez dotyk poświęcają różańce, obrazki i inne rzeczy. Hmm… mamy różańce zakupione w Betlejem… więc czynimy to samo!

Anastasis – edykuła Grobu

Następne kroki kierujemy w okolice Grobu Pańskiego, jednak kolejka, która wije się wokół niego i która po rozeznaniu w tłumie zajmuje ponad 90 minut, zmusza nas do przemyśleń czy chcemy się w niej ustawić. Szybkie postanowienie — przyjechaliśmy zwiedzać, a nie na pielgrzymkę, więc ruszamy dalej. Schodzimy do podziemi, robimy kółko i wracamy na górę, pod Golgotę. Chwila zadumy i ruszamy dalej.

Widok na Bazylikę Grobu Świętego

Widok na Bazylikę Grobu Świętego

Plan jest prosty, zwiedzić najwięcej jak się da. Od Bazyliki w lewo, wąskie przejście, rynek, kościół. Zaglądamy do wnętrza, i okazuje się, że możemy wejść na wieżę, a kosztuje to całe 15 szekli. Dodatkowo mamy możliwość zwiedzania podziemi i patio. Oferta w sam raz dla nas! Ale nie oszukujmy się, przywiodły nas tutaj podstawowe potrzeby… więc najpierw toaleta, a dopiero potem wspinaczka.  Wchodziło się znacznie lepiej, niż schodziło.. i w sumie nie policzyłem, ile schodków pokonaliśmy, ale było warto!

Widok na Kopułę na Skale

Po wspinaczce postanowiliśmy chwilę odpocząć i sprawdzić, czy w kościelnym patio serwują dobrą kawę. Była całkiem niezła! Trochę się zasiedzieliśmy, trochę dyskusja się dobrze kleiła i tak spędziliśmy w kawiarni ponad godzinę.

Kawusia! humory dopisują!

Jak tylko dotarło do nas, ile czasu spędziliśmy w jednym miejscu, ruszyliśmy dalej. Kolejny punkt naszej wizyty to Ściana  Płaczu, do której udało nam się trafić stosunkowo szybko.  Biała mycka na głowę, chwila zadumy przy ścianie, chwila dla fotoreportera i ruszamy dalej.

Ściana Płaczu

Kolejnym celem miała być Kopuła na skale, ale podczas kierowania się w jej kierunku zostaliśmy zatrzymani przez policję i poinformowani, że przejście jest tylko dla Muzułmanów i że możemy spróbować jutro…  Pokręciliśmy się jeszcze w okolicy i próbowaliśmy namierzyć jakieś przejście w kierunku kopuły, gdy spotkaliśmy gwiazdę naszego wieczoru — Mustafiego.

Widok z dachu na Kopułę

Podszedł do nas, zagadał, powiedział, że do kopuły nie ma opcji podejść, ale może nas zaprowadzić na dach. No co mogło się nie udać! Idziemy szeroką uliczką, tłum ludzi. Nagle skręcamy w boczną, robi się ciemno, lekkie słabe oświetlenie. Zaczynam wątpić w słuszność naszej decyzji. Kolejny zakręt. Załom. Z uliczki wybiegają dzieciaki, jeden wbiega w Patryka. Karol sprawdza, czy ma wystarczająco luźno spodnie, żeby szybko biegać. Schodki. Kolejne schodki, Prawo, lewo, lewo, prawo, kluczymy między mieszkaniami. Mam wrażenie, że przechodzimy przez jakiś przedpokój. Wisząca kotara. Mustafi ją odsłania. Dwóch przypakowanych kolesi idzie prosto na nas. Odruchowo językiem sprawdzam stan uzębienia, tak, żeby zapamiętać. Mijamy się z nimi. O dziwo nic się nie dzieje. Wchodzimy na dach i oczom naszym ukazuje się widok… hmm, w sumie nic nadzwyczajnego, jesteśmy może na 3 piętrze, niektóre budynki wokół są wyższe. Mustafi nam opowiada, co gdzie jest, mówi, że by zrobić zdjęcia. Ja zastanawiam się, czy lubię swój telefon.

Dobra, zbieramy się na dół. Schodki, kotara, idę pierwszy za Mustafim, chłopaki z tyłu, wiem już, że zaraz wychodzimy, nagle Mustafi mnie zatrzymuje. Mówi, że musimy mu coś odpalić za wejście i za opłacenie ochrony. Wyciągam drobne, mam z 5 szekli, Patryk daje kolejnych kilka. Mustafi mówi, że za mało. Zastanawiam się, czy nóż komponuje się z moimi żebrami. Wyciągam z portfela 3 euro. Ok, hajs się zgadza. Spadamy stamtąd. Mustafi idzie obok nas, rozstajemy się, adrenalina na poziomie, gacie, prawie że pełne,
a Mustafi… zagaduje kolejną dwójkę turystów.

Minaret

Trochę się ściemniło, odpuszczamy definitywnie Kopułę i chcemy wejść na Wzgórze Oliwne. W sumie nie wiemy gdzie i co tam jest dokładnie, ale obieramy azymut w tamtą stronę i ruszamy. Schody, dużo schodów, bardzo dużo schodów, ale w końcu docieramy na górę. Chwila krążenia, zasięgnięcie języka w hotelu i wiemy, gdzie możemy znaleźć miejsce, żeby zrobić zdjęcie wieczorową porą.

Jerozolima nocą

Chwila na sesję zdjęciową, odpoczynek, zadumę i ruszamy w dół, do miasta. Chcemy jeszcze za namową Karola znaleźć wszystkie stacje drogi krzyżowej, bo jak dotąd minęliśmy tylko tą z numerem 8. Schodzimy z góry oliwnej koło cmentarza, a ja rozglądam się za jakąś toaletą. Niestety, wszędzie są kamery. Kierujemy kroki dalej do Lwiej Bramy, następnie kluczymy trochę po uliczkach starego miasta, odwiedzamy Bazylikę Grobu wieczorową porą i znajdujemy kilka stacji po drodze. W międzyczasie dajemy się skusić na jakieś słodkości ze straganów, a Karol, jako że nie płacił Mustafiemu to stawia żelki za całe 6 szekli. Ja coraz bardziej gorączkowo rozglądam się za toaletą… W końcu postanawiamy porzucić pomysł znalezienia wszystkich stacji i ruszamy do hotelu. Jednak stragan z owocami wygrywa i kupujemy kiść małych bananów na spróbowanie. Ja decyduję się odwiedzić jakiś kram z zapytaniem o toaletę. Tylko dla klientów… no cóż, kupuje dość drogie piwko i jestem już klientem.

Bazylika Grobu wieczorową porą

Kilka chwil później ruszamy dalej, jednak zaraz po wyjściu przez Bramę Damaszkńską stwierdzamy, że żelki trzeba zjeść, spróbować jak smakują banany i wypić browarka… Czemu nie! Rozsiadamy się, jak na polskich turystów przystało na murkach w parku nieopodal i zajmujemy się konsumpcją. Żelki jak to żelki, nic specjalngo. Banany, mimo że mniejsze zdają się być bardziej słodkie. A piwo? Jak to piwo. Pobudza apetyt.  Postanawiamy razem z Patrykiem w drodze powrotnej odwiedzić jeszcze raz lokal z jedzeniem i zgarnąć małą pitę na drogę. Szczęśliwi i z jedzeniem w ręku ruszamy do hotelu.

Okazuje się, że jesteśmy na miejscu jakieś 30-45 minut później niż reszta ekipy, więc szybki kurs do „Super-Duper” po piwko i spotykamy się w pokoju na pogawędkach i aktualizacji relacji.

Koło północy czas do spania, bo jutro planujemy wyruszyć zaraz po śniadaniu w kierunku twierdzy Massada i Morza Martwego, więc będzie się działo!

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *