Przygody ze słuchawkami i mini recenzja BOSE QC35

Większość programistów, w tym i ja, podczas pracy słucha muzyki. Pomaga ona się wyciszyć, skoncentrować, albo po prostu zagłuszyć otoczenie i sygnały z niego wynikające. Używamy do tego różnych źródeł: Youtuba, Spotify i innych usług streamujacych muzykę.

Żeby nie przeszkadzać współpracownikom oraz nie narzucać swoich gustów muzycznych do słuchania muzyki używamy słuchawek. I właśnie na tym sprzęcie się skupię, bo chciałbym podsumować ponad półroczne korzystanie ze słuchawek firmy Bose — modelu Quietcomfort 35.

W pracy przez dłuższy czas używałem modelu Creative Aurvana Live 2 i wszystko byłoby w porządku, gdyby podczas zakładania ich na głowę nie pękł pałąk mocujący słuchawkę. I tak rozpoczęła się misja poszukiwania słuchawek. Pracując na open-space często udaje mi się mimowolnie podsłuchać jakieś rozmowy i stracić skupienie nad tematem, nad którym aktualnie pracuję. Tutaj pojawiło się pierwsze wymaganie — szukam słuchawek z systemem aktywnego tłumienia szumów (ANC).

Pierwszym strzałem były znalezione na jakimś forum produkowane przez polską firmę słuchawki SNAB Overtone HS-ANC41M, które można znaleźć za około 200 zł.  Są całkiem wygodne, a tłumienie szumów działa przyzwoicie. Dodatkowo to, co je wyróżnia to zasilanie przez dwie baterie AAA, które można wymienić.

I tutaj przechodzimy do konkretów. Wiedziałem, że chcę słuchawki bezprzewodowe, z funkcją ANC, oraz takie, które będą dobrze wykonane. Padło na Bose QC35.

Co mnie przekonało, do wydania 1699 zł na słuchawki? Na pewno jakość dźwięku oraz to, w jaki sposób w QC35 działa ANC. Bo jest po prostu perfekcyjne, aż za bardzo. Siedząc w biurze, czasem ktoś mnie musi szturchnąć, żeby oderwał się od muzyki i od tego co akurat robię. Używanie ich na zewnątrz w ruchu miejskim, np jadąc metrem czy tramwajem również pozwala na wyłączenie się od otoczenia. Pod tym względem słuchawki wykonane są perfekcyjnie. W zestawie poza słuchawkami znajdziemy futerał, kabel USB, kabel audio oraz przejściówkę do używania słuchawek w samolocie.

Nie mam również zastrzeżeń do baterii, która wg. producenta powinna zapewniać energię na 20 godzin słuchania muzyki i wywiązuje się z tego znakomicie. Ładowanie do pełna trwa około 3 godzin, natomiast jeśli zabraknie nam źródła prądu, możemy dalej słuchać muzyki podłączając słuchawki po kablu, wtedy jednak system ANC nie jest aktywny.

Moduł bluetooth nie wpływa na jakość dźwięku, wszystkie tony słychać wyraźnie, nie ma przeciągnięcia w jedną lub drugą stronę. Słuchawki mają zasięg około 10 metrów, ale oczywiście zależy on od układu pomieszczenia.

Wyginam śmiało ciało.

I tutaj jest pierwszy problem. Nie wiem, czy jest związany ze słuchawkami, czy z moim telefonem, ale S7 Edge zrywa czasem połączenie, będąc w kieszeni spodni. Co ciekawe ma na to wpływ, w którą stronę spojrzę, bo problem występuję tylko wtedy gdy przekręcę głowę w prawo. A i to nie zawsze! Ot taki bajer 😉

Drugi problem, również związany jest z BT. A konkretnie z połączeniem słuchawek z komputerem stacjonarnym poprzez adapter. Nie dość, że połączenie potrafi być zrywane, to jak już w jakiś sposób się ustabilizuje, to nie da rady komfortowo korzystać ze słuchawek i mikrofonu jednocześnie. Jak na topowy model za taką cenę spodziewałem się, że jednak będę ich mógł użyć jako słuchawek do gier i rozmawiania podczas gry ze znajomymi.

Trzecim i jak do tej pory ostatnim problemem jest to, że słuchawki są za bardzo spasowane i na nausznikach powstają rysy od noszenia. Jest to trochę irytujące, ale nie widoczne z zewnątrz.

Podsumowując całość, aktualnie nie wyobrażam sobie pracy w open-space bez tych słuchawek. Spisują się znakomicie i mimo ze miałem 30 dni na ich zwrot po zakupie zostały ze mną. Największym minusem jest cena, która jest dość, o ile nie bardzo wygórowana. Jednak przyjemność korzystania z nich, wygoda, mała waga, perfekcja w zakresie tłumienia szumów i po prostu to, że pomagają mi w pracy, w dużej części rekompensują ten wydatek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *